Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

zwę narzuciła dziecięciu, na ubóstwo i walki niegłośne przeznaczonemu. I nie omyliłby się.
Matka Zbigniewa, niegdyś wychowanica i garderobiana możnego domu, nosząca nazwisko szlacheckie, piękna za młodu, wyuczona przy panienkach trochę francuszczyzny, wypieszczona przez męża, była jedną z tych nieszczęśliwych istot, którym się zdaje przez całe życie, że los je najniesłuszniej pokrzywdził, że Opatrzność była im dłużna wiele, że nie są na swym miejscu.
Taką była istotnie nieszczęśliwa, dobra, zacna, ale ostatecznie śmieszna pani Amelia Matuska.
Za życia męża mieszkając na folwarku, gdy on ekonomował, zamiast kur pilnować, ubierała swoje izdebki, siebie, dziecko, czytała romanse francuskie, unosiła się nad naturą, zajmowała polityką i grała rolę wielkiej pani, którą wypadki nieszczęśliwe na stan nieznośny skazały.
Życie jej całe było zwichnięte, nędzy broniła się nie pracą, ale łzami i lamentem; z losem pogodzić się nie mogła nigdy, z utratą wdzięków oswoić. Trzymała na loterii w przekonaniu, że Pan Bóg tylko czekał zręczności, żeby jej wynagrodzić chwilowe zapomnienie, marzyła o sukcesji jakiejś, o cudach, a pół dnia kładąc kabałę, często zapominała, że trzeba było dopilnować obiadu.
Wychowanie syna nieco tych nieszczęśliwych usposobień było wynikiem. Zbigniew pieszczony stracił energię zawczasu, więcej umiał rzeczy miłych niż potrzebnych i byłby może stał się tak nieszczęśliwą jak matka istotą, gdyby nie wpływ Lenory, która go wzięła w opiekę, w której się on zakochał namiętnie... a ona, inne mu zadań życia dając pojęcie, podniosła go i pokierowała nim, wlewając nowego ducha.
Pani Amelia ubóstwiając syna taki los mu goto-