cji, do zrozumienia tej niedoli nad wszelki wyraz boleśniejszej. Jak strój, tak mowa pani Matuskiej chciały dowodzić i lepszego niegdyś bytu, i staranniejszego wychowania.
— Jestem doktór S. — rzekł przybyły. — Miałem przyjemność poznać syna pani, a że i o nim chciałem się z panią rozmówić, i spytać o jej zdrowie, zaszedłem sam się zaprezentować.
— Nieskończone dzięki winnam konsyliarzowi — odparła wskazując krzesło kobieta, sama zajmując pompatycznie na kanapie miejsce. — W istocie moje zdrowie, tylu przeciwnych losów razami skołatane, w najopłakańszym jest stanie. Widzisz nas pan w smutnym nader położeniu, które litość serc szlachetnych obudzać powinno. Nie byłam zrodzona do tej doli, którą mi ręka zawistnych przeznaczeń zgotowała... ale umiem cierpieć. Jestem z domu Zamierzychowska.
Doktór niewiele zrozumiał, co rodzina Zamierzychowskich mogła mieć za znaczenie, ale głowę skłonił z uszanowaniem.
— Tak jest, jestem z domu Zamierzychowska, odebrałam wychowanie u mych krewnych, bogatych...
— Pani dobrodziejko — z przestrachem spoglądając na zegarek odezwał się doktór w obawie szczegółowej biografii — czy nie mógłbym wiedzieć, na co pani cierpi?
— A! panie! — załamując ręce rzekła Matuska — co ja cierpię, to się w słowa ująć nie daje. Cierpię duchowo i cierpię cieleśnie... palpitacje serca... nerwowe okropne boleści, bezsenność... osłabienie, kurcze... śmiech serdeczny często.
Doktór wziął za puls. Wycieńczenie i osłabienie było wielkie, stan chorej istotnie dość groźny, ale nań, niestety, nie lekarstwo, tylko spokój i szczęście mo-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.