Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

radą jest, abyś waćpan wziął się do medycyny, ja dla pana uzyskam stypendium, pięć lat gorliwej pracy da ci niezależność.
Zbigniew uścisnął go wzruszony.
— A! panie! a cóż przez pięć lat nauki stanie się z nią? — Pokazał na drzwi. — Ja muszę na chleb zarabiać.
— Na to wszystko po trosze da się poradzić; przyjdź do mnie, pomówimy. Nie rozpaczaj, nie trwóż się i staraj się matkę ukoić. Jesteś poczciwym synem... ludzie i Opatrzność ci pomogą.
— A teraz — szepnął doktór — mam ci zwiastować dobrą nowinę, za którą ci się też nagroda należy, boś się przyczynił do spełnienia gorących życzeń panny Lenory. Hrabina obydwa fortepiany zwróciła właścicielce... było z tym trochę kłopotu. Pleyela dziś odkupił Hermann, najęto drugi pokój i w nim stanął Erard. Przyszedłszy więc do swej dawnej protektorki usłyszysz muzykę.
Zaczerwieniony z radości, rozczulony do łez, zapomniawszy o winnym uszanowaniu, Zbigniew począł doktora ściskać i całować.
— A! pan jesteś nieocenionym dobroczyńcą ludzkości! pan jesteś...
— Dajże mi pokój... ja jestem doktór i nie mam czasu, zatem muszę śpieszyć. Bądźcie państwo zdrowi i dobrej myśli. Pożegnaj matkę ode mnie.
Na te słowa teatralnie otwarły się drzwi drugiej izdebki, pani Matuska wyszła wlokąc za sobą ogon sukni i drżącą dłoń podała doktorowi, drugą kładąc mi sercu.
— Wdzięczność ku tobie, panie, nigdy w nim nie wygaśnie! Żegnaj mi, dobroczyńco ludzkości i jej chlubo!