Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

bójstwem. Bądź co bądź, jesteś u mnie dziś wieczorem na herbacie.
Lenora zadrżała i pobladła.
— A! pani! nie wymagaj!
— Co za tchórzostwo! nie pozwolę na to! nie mogę, nie powinnam. Musisz... i musisz grać, i będziesz wesoła, ażeby tym ludziom pakazać, że się bez nich doskonale obejść potrafisz.
— Tak mi już było spokojnie — dodała Lenora — po cóż?
— Po to, ażeby pokazać, że nie opłakujesz utraty położenia, bo je sobie sama wyrobić potrafisz.
Spojrzała na nią bystro, potem zaczęła ściskać, całować, szeptać, śmiać się, nie dozwoliła mówić, nie słuchała zarzutów i... zwyciężyła. Lenora zgodziła się ukazać u niej, chociaż nie łudziła się tym wcale, iż teraz na nowo wchodząc w świat, z którego pogardliwie wypchnięta została, wiele mieć może do zniesienia.
Zaledwie to przyrzeczenie od niej otrzymała Laura, wyściskawszy ją na nowo, już poprawiała szal i ubierała się, bo pilno jej było swoją herbatkę tak urządzić, aby jak najwięcej miała rozgłosu. Znano zręczność pani Laury w poprowadzeniu podobnych interesów; teraz już ściskając i umawiając się ostatecznie o godzinę, o strój (bo wszystko chciała sama rozporządzić), myślą była gdzie indziej i program swój wykończała.
Drzwi się zamknęły. Zara została sama i usiadła zamyślona, z bijącym sercem. Nie bez wpływu była na nią żywość Laury, jej męstwo i wymowa, mówiła sobie, że powinna walczyć i nie dać łatwego nieprzyjaciołom zwycięstwa; czerpała odwagę w poniżeniu chwilowym. Nie tyle pragnęła triumfu nad ludźmi, którzy ją pragnęli widzieć zabitą i odrzuconą, jak