dziło towarzystwo, że obok arystokracji rodu, grosza, miała zaszczytne w nim miejsce arystokracja nauki, talentu i pracy. Obok tych świetnych gwiazd biedny Zygmunt sam sobie wydawał się pyłem i nicością.
Spojrzał słuchając tłumaczenia Lenory z tak błagającym o litość wejrzeniem, iż go zrozumiała.
W sercu jej było dlań wiele współczucia, przyjaźni, ale czy się zrodziło coś więcej nad nie do tej chwili, ani ona nie wiedziała, ani my odgadnąć możemy. Był to jej protegowany, jak druh i sługa... ale, jak Zbigniew nie śmiał nawet myślą sięgnąć do serca, tak ona nie spytała się nigdy siebie, czy mu je oddała. Coś braterskiego było w tym związku na pozór chłodnym, a silniejszym od wielu wybuchów płomiennych.
Po krótkiej rozmowie Zbigniewowi tak się smutno zrobiło, iż musiał ją pożegnać, aby pójść tę boleść w samotności przecierpieć.
Laura tymczasem biegała po znajomych, a że jej kalibru gosposiom zwykło się szczęścić, bo one fortunę za czuprynę chwytać umieją, spotykała tego dnia właśnie tych, których znaleźć pragnęła; nawijali się jej pożądani; zastała w domu swe znajome panie z obozu przeciwnego hrabiny i podintrygowała tak, że któraś z przyjaciółek podjęła się namówić hrabinę samą, by na herbatę (był to dzień zwykły przyjęcia pani Laury) przybyła.
Wcześnie uśmiechała się temu spotkaniu pani Laura. Wprawdzie miało ono zdecydować otwartą wojnę między Pyzą a nią, ale tę prędzej czy później rozpocząć i prowadzić stawało się koniecznym. Szło jej o to, aby męskiej młodzieży miała dosyć; trafiła na pana Zygmunta Haraburdę na wystawie obrazu jakiegoś, w ulicy zaprosiła pana Romana Junoszę Za-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.