Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

Artysta nie mógł się napatrzyć, ludzie, mierzący wartość człowieka jego salonową formą, nie mogli się wydziwić jej dystynkcji, obejściu się, francuszczyźnie i arystokratycznej rączce i nóżce. Pani Laura płomień tych uwielbień podsycała jak mogła i umiała, a posiadała w tych sprawach niepoślednią zręczność. W miarę zajęcia piękną Lenorą niechęć do hrabiny i jej rodziny rosła i potężniała. Ci nawet, co możeby z sierotą postąpili tak samo jak ona, oburzali się na nieludzkie obejście i krzywdę.
Wszystko to razem odbiło się w duszy wygnanki i otoczyło ją cieplejszą atmosferą, odżywiło. Choć nie słyszała nic, a oznaki sympatii były pełne umiarkowania i przyzwoitości, nie mogła nie odgadnąć usposobień ogólnych dla siebie. Jest coś w każdym z nas, co mu oznajmia mimo woli, czy go życzliwość lub niechęć otacza.
Proszono ją grać, usiadła natchniona, a że miała znakomity talent improwizatorski, poprzedziła jedną z pieśni bez słów Mendelssohna przegrywką, w której ukształcenie jej muzykalne powszechne wywołało podziwienie.
Grała potem Chopina, grała Schumana i wszyscy słuchali przejęci i zdumieni.
— To znakomita artystka! — wołano w tłumie.
— Artystka to nic — szeptała pani Laura z kolei po uszach przyjaciółek i przyjaciół — ale ona jest poetką jak Deotyma, maluje jak Jericho Baumann, deklamuje jak Palińska i szyje jak najlepsza szwaczka, a pilnuje chorych jak siostra miłosierdzia. Nie dziwię się, że wojewodzina przepadała za nią, bo to istotnie istota fenomenalna.
— Jednakże właściwie — spytał z przyciskiem pan Roman Junosza Zarybski, który dla dystynkcji włożył sobie pince nez na nos — właściwie kto ona jest?