Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan nie znasz tej historii?
— Owszem, pani, słyszałem koniec, ale dla wszystkich nas jest tajemnicą początek.
— Zdaje mi się — odparła wzdychając Laura — że ten i dla niej nawet jest zagadką... Nigdy od wojewodziny nic pewnego się o tym dowiedzieć nie było można, wiadomo tylko, że małym dzieckiem wzięta została na wychowanie.
— Rysy wschodnie! — zadecydował pan Roman.
— Tak! — przerwał Zygmunt Haraburda — ale wschód szeroki i typy obfite a różnorodne... a prawdziwie trudno powiedzieć, do jakiego ona należy.
— A! niech sobie będzie, czym chce — przerwała gospodyni — wiem, że to fenomen ze wszech względów.
Zapał dla sieroty był najmocniej podniecony, Lenora stała jeszcze otoczona wielbicielami płci obu przy fortepianie, gdy drzwi otworzyły się szeroko (i nie bez przyczyny), a przez nie wtoczyła się w kanarkowej atłasowej sukni hrabina.
Laura pośpieszyła uśmiechnięta z oznakami najżywszej radości naprzeciw niej. Triumfatorsko wsuwała się do salonu wielka pani, za nią syn w ubraniu nieposzlakowanej świeżości; ale o mało nie odrętwieli oboje, gdy wzrokiem zatoczywszy, postrzegli Lenorę, która się nawet nie zwróciła ku nim, koło osób wieńcem ją otaczających i postawę sieroty tak dumną, swobodną, wesołą, jak gdyby jeszcze żyła wojewodzina, a ona... spodziewała się być panią Alfredową!
Hrabina Pyza chwilę, mgnienie oka, zdawała się namyślać, spojrzeli na siebie z synem, zarumienili się oboje, ale cofnąć się, było to skompromitować się, potępić, okazać grubiaństwo... Wzrokiem nie bazyliszka, ale rozgniewanej gęsi rzuciła hrabina na Laurę,