chociaż czuła, że jej nic wymawiać nie mogła, bo przyszła nieproszona, a potem zwolna posunęła się ku kanapie. Hrabina dla rozmiarów swych zwykle miejsce to zajmowała zawsze, które i dumie jej dogadzało, tym razem wszakże nie wiem, przypadkiem czy umyślnie, kanapa była zajęta i wąski fotel niski pozostał dla hrabiny, co ją samo już w najgorszy w świecie humor wprawić mogło. Im bardziej hrabina się zaperzała, tym Laura stawała się natarczywiej grzeczna, nadskakująca i udawała, że nic nie rozumie.
Alfred nakrochmalony, z zaciętymi ustami, całą stratetię swą zasadził na tym, ażeby nie widzieć nic i nie słyszeć tego, co niemiłe być mogło. W tejże prawie chwili, jak na złość, ktoś z gości (bo Laura dworowała przy Pyzie, domęczając ją grzecznościami) poprosił o mazurek Chopina, fortepian się odezwał i mimo woli oczy na grającą zwrócić się musiały.
— Niech sobie hrabina wystawi moje zdziwienie — szepnęła okrutna Laura na ucho — gdy mi dziś na herbatę, bo to mój dzień, przybyła niespodzianie Lenorka! Tak to miło gospodyni domu mieć gościa, co muzyką i talentem wszystkich zajmuje.
Hrabina chrząknęła patrząc w drugą stronę.
— Ona jest nieoszacowana — kończyła gosposia — i nie dziwię się wojewodzinie, że do niej taką miała słabość. Moje towarzystwo, od czasu jak weszła, całe nią zajęte... otaczają, pytają... szczęśliwa, bo ma współczucie wszystkich.
Hrabinie zasychało w ustach, roztargniona, ledwie ostatnie dosłyszała wyrazy. A tu namówione panie z kolei przychodziły jej ciągle mówić o piękności Lenory, o jej talentach, o ułożeniu.
Że tego dnia nie dostała hrabina żółtaczki, winna
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.