Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

w spisku manewrować tak, ażeby się nie widziało, nie słuchało, nie zważało na świszczące nad uchem wystrzały.
Lice hrabiny mieniło się w najrozmaitsze kameleońskie tony, białe, żółte, różowe, sine, oczy chwilami zdawały się krwią nabiegać, ręce z wachlarzem trzęsły konwulsyjnie, ale dobry żołnierz dotrwać musi na stanowisku. Alfred dosyć zręcznie zakrywał matkę i grał obojętnego, ale jedną rękawiczkę podarł i butem na posadzce wyświdrował znak niezgluzowany.
Lenora nie widziała niby hrabiny i jej syna, a przynajmniej jakby ich nie znała wcale, postępowała sobie bez przesady, ze swobodą zupełną. Mówiła, śmiała się, siadała do fortepianu i wstawała, nie spoglądała na tych państwa... i jedyną może oznaką nieuniknionego wzruszenia było nieco gorączkowe ożywienie, nieco podniecona żywość.
Oczy wszystkich widzów tej sceny niemej, która niby niedostrzeżona być miała dla świadków, zwracały się z niewysłowionym zajęciem to na heroinę, to na jej prześladowców, stojących pod pręgierzem. Hrabina chciała się śmiać, a mało nie płakała; w duchu powtarzała sobie ciągle jak litanię:
— Jeśli jej daruję, niech zginę... to był spisek... ja jej dam! Ja jej dam!
Ale jak było dowieść spisku tam, gdzie zaproszenia nie było?
Pani Laura rolę swoją zupełnie niewinnej gospodyni odegrała ze zdolnością nadzwyczajną, zdawała się dziecięcej naiwności i dobroci. Z polityki jej wypadało jak najmniej znów zbliżać się do Lenory... przemówiła do niej zaledwie... za to około hrabiny kręciła się, pod stos, na którym płonęła, podrzucając głownie.
Były na tym wieczorze osoby, którym się on wy-