Na Brończę wydałem weksel szulerowi, który mnie haniebnie ograł na 25,000 rubli.
Dygowski syknął. — Niech cię kaci porwą.
— Niech jego porwą nie mnie, przerwał Skórski. Na Brończéj jest Towarzystwo, są długi, obrachowawszy wszystko zostaje może trzydzieści albo 25,000 rs. czystych. — Otóż idzie o to aby Brończę zamazać tak aby... aby na niéj nie było nic...
— Nie jest to łatwem; — rzekł Dygowski siadając.
— Dla głupich wszystko trudne, ale nie dla ciebie, mój drogi, — kończył Skórski. Mnie się widzi że antidatowany skrypt, na summę 30,000, wniesiony do akt wszystko pokryje...
— Ale komuż go wydasz?
— Choćby tobie...
— Ja nie mogę.
Zaczęli myśléć i rzucać nazwiska... męczyli się długo, stosownego nic niepodobna było wynaleźć. Dygowski gotów był do owego kondyktu, ale na swe imię przyjąć go nie mógł. Warunkiem było ażeby dług prawdopodobnym się wydawał... Po długich naradach, nie było innego sposobu nad użycie Cyrkiewicza, boć nie jeden tak ekonom bogaci się kosztem pana i jego własne mu potém pieniądze pożycza, a często i z majątku wypiéra. Stanęło więc na tém aby Cyrkiewicz zastraszoniby zniknięciem pana, stare różnéj daty skrypty, teraz wniósł na hypotekę...
Układano summy, daty i gwarząc zabawiono do wieczora. — Dygowski nasłuchał się opowiadania o Warszawie, wypili parę butelek wina, ściągnięto i ekonoma dla wyuczenia go roli... i Dygowski świeżemi końmi powrócił do miasteczka...
Gdy tu się tak misternie składały rzeczy, w Warszawie zniknięcie Skórskiego na pozór żadnego prawie nie uczyniło wrażenia. Generał wszedł do pokoju żony, ze złośliwym uśmiechem na ustach.
— Uciekł, rzekł krótko — poznał widać co się święci. Mniejsza o to... byle nie powracał — i bylem na jego wiosce znalazł moje pieniądze...
Generałowa stała niema.
— Dokąd że mógł uciec? nie gdzieindziéj jak do domu...