było na chwilę, potém zaczęto szeptać i gwarzyć, odchodzili niektórzy, przypatrywali się drudzy uśpionéj, z sukniami w nieładzie, z zaognioną od trunku twarzą, nieszczęśliwéj. Żydowskie dzieci obstąpiły ją do koła kopiąc nogami. Gospodarz wcale nie był rad, że mu drogę do zajazdu zawaliła uśpiona. Ale dobudzić się jéj teraz nie było sposobu; odurzona mruczała coś niezrozumiale, usta jéj uśmiéchały się dziwnie, ręce drgały, a oczu otworzyć nie mogła...
Właśnie w chwili gdy się to stało, powóz cztérema końmi zaprzężony, podróżny, z tłomokami, wyminąwszy z trudnością wozy, nagromadzome na rynku, zbliżył się do domostwa Chaima i zatrzymał przed niém. Służący zeskoczył aby zobaczyć, czy zajechać było można; poruszyli się żydzi zapraszając, ale na drodze leżała owa kobiéta. Z powozu wyjrzała głowa zakwefiona, średnich lat pani, która chwilę popatrzywszy, kazała sobie drzwiczki otworzyć i dosyć lekko wyskoczyła. Wytworny jéj ubiór piękna kibić, rysy twarzy uderzającego wzięku, pański chód — jakby czarodziejską różdżką rozpędziły tłum zgromadzony tak, że przejść mogła do gospody, nie czekając nim się uprzątnie przeszkoda; i powóz do sieni się zatoczył. Gospodarz czapkę zdjąwszy, poprzedzał ku drzwiom piękną panią. Już do nich dochodziła, gdy przypadkowo rzuciwszy okiem w bok, postrzegła leżącą na słomie kobietę, z kwiatkami zwiędłemi we włosach. Ciekawość czy litość wstrzymały ją, zawahała się i postąpiła kroków kilka, aby się bliżéj téj nieszczęśliwéj przypatrzéć.
Pijaczka leżała twarzą do góry tak, że jéj rysy oblane krwawym rumieńcem, policzki zwiędłe, usta otwarta z resztką zębów pokruszonych, pomarszczoną szyję i sfałdowane czoło, i wyraz tego oblicza stężałego w jakimś marzeniu — można było widziéć dobrze. Piękna pani wytężyła wzrok, całe jéj ciało drgnęło, z ust dobył się okrzyk niezrozumiały, obie ręce, jakby odpychając widziadło, wyprężyła przed siebie; śmiertelna bladość okryła jéj twarz, i służący stojący blizko, ledwie miał czas podbiedz i podchwycić ją, gdyż przerażona widokiem téj nędzy — omdlała.
Zamieszanie stało się wielkie... z powozu nadbiegła pódżyła służąca, ręce załamując i śpiesząc do pani. Kilka osób podtrzymywało już osłabłą, którą na rękach prawie wniesiono do oczyszczonego na prędce gościnnego pokoju.
Tymczasem ogromny spór i wrzawa powstała między żydami, furmanem i przytomnymi. Zabierano się pijaczkę na gnój za gospodę wyrzucić, inni chcieli posyłać do straży i policyi, żydzi kopali nogami śpią-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.