remu on nie sprosta. Hochwarth począł rozpytywać o gospodarstwo, o szczegóły, naturalnie w jak najgorszém przedstawiające się świetle... Nic go to nie zrażało..
W parę godzin przybyli urzędnicy, których generał wezwał, przyjechał i Dygowski jako dawniéj umocowany przez dziedzica. Ten mógł się mierzyć z generałem, i Hochwarth wybadawszy go trochę... odciągnął na bok...
— Wioskę doprowadzę do licytacyi i kupię, — rzekł — czuję w tém mataninę...
— Niech pan kupuje — odpowiedział Dygowski, niech pan pędzi — wieś dobra.. ja nic przeciwko temu nie mam...
Zbił go z tropu tą obojętnością.
— Gdzież się Skórski podział? pytał w końcu — jak się panu zdaje?
— A cóżby on poradził, choćby tu i był? odezwał się mecenas. — Ja dawno w nim widziałem zniechęcenie do życia — sądzę że je sobie odebrać musiał...
Rozmowa cały wieczór obracała się tak w kółku jedném, z którego wyjść nie mogła. Dopóki dzień był oglądano zabudowania, pola, rozpatrywano inwentarze. Hochwarth oświadczył, że pozostanie w miasteczku aż do licytacyi i że przynaglić doń musi. Na tém się skończyło wszystko, a nazajutrz rano w istocie generał odjechał i rozkwaterował się u znajomego nam Chaima... Przybycie jego, nie tajny powód, poruszały całą okolicę. Skórski miał tu wielu przyjaciół, którzy naturalnie więcéj za nim niż za jakimś przybyszem ciągnęli. Nie miał więc generał nikogo coby mu szczerze chciał pomagać; płacił, naglił, jeździł i prosił, spotykając twarze obojętne.
Siedząc tymczasem w małéj mieścinie, w któréj nikogo nie było oprócz proboszcza i wikarego, gdy on z duchownymi jakoś wcale obcować nie umiał — nudził się pan generał okrutnie; Cyrkiewicz zaglądał doń, lecz w układy się wdać nie było można. — Jątrzyła go ucieczka Skórskiego nie tylko jako wierzyciela, lecz i jako człowieka co w życiu żony jego odegrał rolę, która Hochwartha do zemsty budziła... Po długiém awanturowaniu się i przygodach, chciał zająć w społeczeństwie pewne stanowisko poważniejsze, a myśl ta że ktoś na żonę cień mógł rzucić, niepokoiła go i oburzała. Zdawało mu się, że pamięć jéj przeszłości zatrzéć potrafił równie jak swojéj, starał się o stosunki, a choć
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.