— Dziwna historya! przebąknął generał, ledwie mogąc poskromić wzruszenie, dziwna historya. — Mówiłeś o dziecięciu, hm? zapytał niby obojętnie, to było pewnie dziecię téj waryatki...
— Przepraszam, jasnego pana — właśnie że tamtéj drugiéj, o któréj nikt nie wié co się z nią stało.
— I dziecko to zginęło.
— Co się z niém stało, nie można dośledzić. — Wziął je Skórski do siebie, obiecując wychować za własne, ale mu i wstyd było i zawsze myślał się żenić, a dziecko zawadzało... Jak tylko matka poszła w świat, małego jeszcze się pozbył, dał słudze na ręce i wyprawił z domu. Odtąd ni sługi, ni dziecka nikt nie widział, ani o nich słyszał.
W milczeniu wysłuchawszy powieści, Hochwarth zadumany poszedł siąść w krześle.
— A ta obłąkana żebraczka znowu tu wróciła? rzekł po chwili.
— Już dawno; jak tylko jego w Warszawie nie stało, przyszła tu, zapewne spodziewając się go znaleźć. I jeżeliby kto mógł go wyszukać to ona...
Żyd ramionami ruszył.
— Ona tak zdaje się waryatka, obłąkana, a jak się upije to skacze i śpiéwa od rzeczy, — ale jak jéj trzeba miéć rozum to ona go ma!.. Wyszpieguje, jak policyant, — z pozwoleniem pańskiém — mówił Chaim, będzie trzeźwa, będzie głodna; pójdzie nie wiém wiele mil piechotą... Już ją Skórki chciał kazać zamknąć...
— Ona tu przychodzi czasem do miasteczka? zapytał cicho Hochwarth...
— Mało nie codzień. Ja ją jaśnie panu pokażę, bo ona u mnie pije... A złego słowa sobie powiedziéć nie da... złaje choćby największego pana. To jest bardzo nieszczęśliwa kobiéta...
Po rozmowie Chaim odszedł, generał myślał długo...
— Tego łotra mi trzeba nieodmiennie dostać w ręce. Natalia nigdy mi nic nie mówiła o dziecku... kto wié gdzie je podział? Może się kiedy odkryć? Zapisane być musi w metrykach, pozostały ślady... Szkaradna historya — i ja mam przyjemność być w nią wmieszany... rzekł śmiejąc się gorzko. — To miło...
Nazajutrz rano generał który nie lubił księży, ale w potrzebie do każdego się zastosować umiał, poszedł z nudów zapoznać się ze starym proboszczem... Opowiadał mu o misyach w Indyi i Ameryce...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.