Nie miał w nim żadnego zaufania, ta nagła zmiana usposobień, ta litość nad Skórskim, ofiara pomocy do ucieczki, dopytywanie o dziécię — zdały mu się kryć jakąś zdradę i być wielce podejrzanemi. Nie poznawał Hochwartha, a miał powody lękania się go...
— Pan generał niech daruje — odezwał się zafrasowany — lecz po ostatniéj naszéj rozmowie teraźniejsza mi się wydaje tak dziwną, tak nie wytłumaczoną...
— Przyznaję, a dodam, i wytłumaczyć się nie mogącą, podchwycił Hochwarth. Bierz to sobie pan jako chcesz. Możesz mi wierzyć, możesz nie ufać — na to nie mam sposobu...
— Byłby sposób wtrącił Dygowski.
— Jaki?
— Gdybyś pan generał chciał się ze mną zaraz ułożyć o warunki pieniężne.
— Nie mogę, póki nie będę miéć pewności, że Skórski uciecze i że mi da wiadomość o dziecku...
Hochwarth przeszedł się po pokoju, mecenas stał zadumany...
— Miarkuj pan, odwracając się dodał generał, że ja knuć żadnéj zdrady nie mogę, bo cóżbym miał za zysk na niéj? Mogę go zabić nie posługując się innemi środkami nad te, jakie mi jawnie posługują...
— Bądź co bądź, potrzebowałbym się widziéć ze Skórskim — zaś kończył obrońca...
— Zdaje mi się że jako jego umocowany i przed sądem adwokat, masz pan do tego prawo...
Skończyła się rozmowa na tém; Dygowski odszedł niezmiernie zdziwiony tym obrotem, a nazajutrz wyrobił sobie pozwolenie widzenia się z obwinionym.
Stan więzień pomniejszych na prowincyi, nie był nigdy bardzo przykładnym, a w miasteczku w którém Skórskiemu siedziéć przyszło, istniało tylko tymczasowe, składające się z domu drewnianego, w którym rozmaici przestępcy mieścić się musieli — Wprawdzie Skórski otrzymał izdebkę osobną, ale ją tylko wązki korytarz oddzielał od tych, w których włóczęgi i wszelkiego rodzaju plugawe wyrzutki społeczeństwa w zaduszonych izbach dokupy były spędzone. — Sam widok tego obrzydłego kafarnaum wstręt obudzał... Dygowski nie był zbyt drażliwych nerwów człowiekiem, przecież wszedłszy tu doznał przykrego uczucia. Wrzawa która go dochodziła, cyniczne śmiechy, piski i łajania, powietrze duszne
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.