— On ją zabił! krzyknęła artystka, przypominając sobie w téj chwili rozmowę z nim jego wyznania.
— Dla niéj wszystko skończone — zawoła Natalia, on dokończył tylko zabójstwa poczętego przed laty... konała długo... Po tym czynie... uciekł zbójca... bo jego zbrodnie bezkarne być musiały wszystkie...
Teresa milczała długo zamyślona.
— Zkądże ty to wszystko wiész — generał wrócił?
— Niéma go jeszcze, ale raczył napisać do mnie...
Obie dłonie przyłożywszy do rozpalonych skroni, Natalia siedziała płacząc, Lizka teraz zbliżyła się do niéj i obejmując ją rączkami, po swojemu pocieszała pocałunkami.
Czy w tym stanie ducha można było dopowiedziéć generałowéj resztę historyi jéj własnéj, i w téj chwili rzucić w objęcia utraconą dziecinę — nad tém potrzebowała się namyśléć artystka. Szepnęła Lizce ażeby wyszła nie naprzykrzając się generałowéj, która potrzebowała spokoju... Dziecię posłuszne wybiegło na palcach, stanęło w progu z żalem rozstając się z matką i powoli wróciło do swéj robótki...
Gdy drzwi się za nią zamknęły, generałowa nierychło podniosła oczy zapłakane.
— Zbójca ten zbiegł, odezwała się, — a z nim ostatnia moja nadzieja dowiedzenia się o losie dziecięcia. Nie wierzę w jego śmierć — czuję że żyje, widzę je we snach moich, wyciągające ręce ku mnie, wyrzucające mi żem nieludzko je porzuciła, zaufawszy w serce ojca? Ale ojcowie serc nie mają! — a matki serca i wnętrzności dla dzieci! Przyjdzie mi więc z tą ostatnią myślą się pożegnać, żebym je kiedykolwiek odzyskać mogła...
Z rękami załamanemi zaczęła chodzić po pokoju — Teresa nie spuszczała ją z oka.
— Moja Talko, rzekła na pozór chłodno — nie powinnaś rozpaczać, nad dziećmi opuszczonemi czuwa opatrzność Boża... Wierz mi... W chwili gdy się tego najmniéj możesz spodziéwać, dziecię się cudem znajdzie!
— Dla mnie! cud! gorzko poczęła Natalia — albożem ja cudu godna? Cóżem w życiu uczyniła aby nań zasłużyć? Byłam lekkomyślną matką, jestem złą żoną, nie umiem się poddać losowi memu, dręczę siebie i drugich, targam więzy co mnie pętają... A! Bóg dla takich istot odrzuconych cudów nie czyni.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.