Oczy Natalii tak dziki wyraz przybrały słuchając, iż Teresa wstrzymała się w opowiadaniu.
— Co ci mówił? na Boga! prędko! przerwała generałowa.
— Że Skórski wczoraj podobno przemykał się przez Warszawę — i — nie sam, ale — jak mówią z dziecięciem... dziewczynka bardzo ładna, mogła być wieku Lizki...
— Ale on tu jest jeszcze może — krzyknęła ręce załamując generałowa — na Boga! na zbawienie! Tereso, idź do profesora, poślij go, spiesz — ja chcę widziéć dziecię — ja je muszę odebrać, choćbym zbójcę siostry poświęcić miała...
Artystka stała tak dziwnie niewzruszona i spokojna, że Natalia nie mogąc tego pojąć, oburzyła się gniéwem.
— Ty nie masz serca! zawołała — ja cię proszę.
— A ja proszę cię — o spokój — odpowiedziała Teresa. Właśnie żem dowiedziawszy się o tém, miała serce... dla tego — dla tego...
Natalia z ustami otwartemi stała czekając ostatniego słowa...
— Dziecię twe — odebrałam!!
Spojrzała na generałowę, która pobladła, osunęła się — i — omdlała... Lecz osłabienie to trwało chwilę tylko... jak ze snu obudzona zerwała się na nogi i rzuciła na ziemię aby podziękować Teresie, która ją ledwie czas miała uchwycić w objęcia. Milcząc dobyła papiéru, który miała przy sobie i podała go jéj.
Natalii w oczach się ćmiło, czytała i zrozumiéć nie mogła. Zdawało się jéj niepodobieństwem, ażeby Lizka córką jéj stać się miała — brzmiało to jak cud — jak coś niepojętego, nieprawdopodobnego...
W tém Teresa zawołała na dziewczę, z wielką uciechą i poskokami biegnące ku nim... Natalia rozpłakana porwała ją na ręce i przycisnęła do piersi, oszalała niemal z radości... Dziwny jakiś głos dobywał się z jéj ust, niezrozumiały, załzawiony, namiętny...
— Moja! ona jest moja! wołała ciągle — być że to może? Lizko! tyś moja... a! wielki jest Bóg! a litościwy... i modlić się, modlić, modlić potrzeba...
Dziecię nie rozumiało nic, ale pojmowało tę jakąś wielką radość otaczającą je — choć Teresa dzieląc ją, płakała... Czuła że część serca siérotki utraci.