Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

— Siostrzenica!
— Zkądże to zjawisko?
— Taka piękna panna nie mogła spaść, tylko z nieba...
— A nazywa się?
— No — nie wiem, siostrzenica pani generałowéj zapewne. Radca począł się śmiać. No nie, nazywa się panna Skórska, bogata dziedziczka... a piękna jak anioł... ale mama, chciałem powiedziéć ciocia...
— Cóż ciocia, panie radco?
— Ciocia, — straszna i wymagająca... a ojciec...
— Alboż ojciec żyje? ma ojca?
— A ma... ma... Patrzaj no tam w prawo, ten stary, wyłysiały, z zapadłemi policzkami...
— Któż to taki?
— Niegdyś obywatel... późniéj Bóg go tam wié, był w Australji długi czas, czy na petrolu, czy na złocie, czy na jakim innym instrumencie, ogromną zrobił fortunę i powrócił z nią do kraju...
— Pan go zna?
— Szkolny towarzysz, ale od pewnéj chwili jego życia nie jesteśmy z sobą dobrze... To dziwak, trochę awanturnik... zresztą...
— Nie widziałem go ani na chwilę przy córce...
— A bo źle jest z generałową, która go nie lubi... i nie mówią nawet z sobą...
— Wygląda pani generałowa w istocie, rzekł młodzieniec — dziwnie jakoś, niemiło...
— Daj jéj waćpan pokój, życie jéj pono było niemiłe, cóż dziwnego. Wyszła za drugiego takiego awanturnika jak Skórski, a może gorszego od niego, który ją o mało nie zamęczył zazdrością, podejrzliwością i popędliwością. Szczęściem dla niéj, że go na polowaniu we własnych dobrach, zabił wypadkiem leśniczy... musiał go wziąć za dzikie zwierze... cha! cha! dodał radca. Dopiéro po jego zgonie odetchnęła nieco generałowa i mogła wziąć do siebie siostrzenicę... Mówią że jéj ma cały majątek zapisać, bo ją niewypowiedzianie kocha...
— Czy odziedziczyła po generale?
— Zapisał jéj podobno in articulo mortis, nie mając komu zostawić.
— A zkądże ta waśń ze szwagrami? dopytywał ciekawy młodzieniec.