Wieczór był piękny, tłumy w rynku już się przerzedzały, reszta tylko pozostałych włościan, mieszczanie napełniali kościołek, wszystkim naszym wiejskim podobny. Pachniało w nim świeżym tatarakiem, którym potrzęsiono podłogę; — jaskrawe obrazy, postrojone w wianuszki, i chorągwie przy ławkach stojące; wizerunki Chrystusa i Świętych, złocone i malowane; ołtarze boczne obwieszone wotami i pasmami lnu,... wpół mroku wieczora składały się na wiejski obrazek, wielkiego wdzięku. Mało było osób oprócz pobożnego ludu, najwięcéj kobiet, z których część znaczna z poprzewiązywanemi białemi rańtuchami, widocznie z sąsiednich wiosek przybyła. Nieszpory i pieśni pobożne odbyły się skromnie i cicho. Organ tylko towarzyszył śpiewom, a kilka świec w wielkim ołtarzu, zaraz po ukończeniu nabożeństwa, gasić zaczęto. Przez cały czas nieszporów, ze złożonemi rękami i głową na nich opartą przesiedziała podróżna, w jednéj z ławek bocznych. Lud już wychodził i kościołek stawał się pustym, gdy przypomniawszy sobie znać gdzie się znajduje, podniosła się z siedzenia, bójaźliwém okiem obejrzała do koła. Służący ukryty był za słupem w kruchcie tak, że go zobaczyć nie mogła;... skierowała się krokiem niepewnym ku zakrystyi.
Właśnie ksiądz wikary kończąc modlitwy, zdejmował kapę i albę, gdy piękna pani weszła. Musiała poczekać chwilę, nim wstał z klęcznika; przystąpił ku niéj grzecznie.
— Jestem podróżną i nieznaną, rzekła po cichu drżącym głosem wpatrując się w księdza, który jéj słuchał z uwagą. Czy nie mogłabym kilka słów pomówić z księdzem proboszczem..... Może ma gości...
— Nie, pani dobrodziejko — odparł wikary, proboszcz jest trochę słaby, a że to człowiek w wieku i podlega często febrze, doktór mu zakazał narażać się na wiosenne powietrze... Widziéć się z nim można, niéma na plebanii nikogo...
Wikary urwał nagle, i po chwilce dodał nieśmiało.
— Czy pani dobr... poleci mi oznajmić mu o jéj przybyciu... a może zechce powiedziéć... z kim będzie miał honor?
Kobiéta zarumieniła się mocno.
— O! moje nazwisko zupełnie tu nieznane, i ks. proboszczowi także. Chciałam powziąć pewną wiadomość...
Uważając że ją tém zakłopotał wikary skłonił się w milczeniu, i otwierając drzwi boczne zakrystyi wskazał ku probostwu drogę, sam śpiesząc ją poprzedzić i oznajmić. Scieżynka wiodła przez część starego
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.