cmentarza, wśród któréj wznosiły się stare krzyże i ceglane pomniki,... do furtki dziedzińca.
Tu stała skromna plebania wśród krzewów rozpuszczonych i zieleniejących. Nawet bzy wcześniejsze już rozkwitały od strony południa.
Cisza głęboka panowała w tym kątku ubogim... ptaszęta tylko świergotały i cała gromada kur przechadzała się na trawniku.
Podróżna szła bardzo powoli, przypatrując się temu obrazkowi jakby ociągając. Dopiéro gdy wikary powracający od proboszcza ukazał się na progu, przyśpieszyła nieco kroku. — We drzwiach głównego pokoju stał już i proboszcz staruszek, z szyją obwiązaną chustką, w czarnéj czapeczce na głowie. — Był to nie młody już człowiek i znać schorowany. Cerę miał żółtą, twarz zmęczoną, ręce któremi przytrzymywał chustkę całe były nabrzękłe i pokrzywione od reumatyzmu, jedno ramię znacznie przewyższało drugie... Opiérał się znać na kiju, który teraz miał pod pachą. Mimo tych oznak cierpienia w twarzy staruszka widać było niezmierną energię, życia zapas cały. Oczy miał czarne, małe, błyszczące i patrzące niespokojnie, czoło oznajmiało rozwinięte umysłu władze...
Ogół rysów uderzał charakterem, niepospolitością swą, wyrazem głębokim. — Piękna pani pospieszyła na próg, aby go uwolnić od niebezpiecznego przewiewu. Staruszek powitawszy ją wpatrywał się z wielkiém zajęciem w nieznajomą. — Zdumienie malowało się na jego twarzy i jakby niedowierzanie...
Wskazał natychmiast krzesło przybyłéj, i przepraszając ją sam téż siadł, chwytając się za kolano, — gdyż na nogach długo utrzymać się nie mógł.
Jak w tęczę miał w nią wzrok wlepiony, co widocznie niespokoić musiało przybyłą, gdyż osłaniała się poprawiając narzutkę, i szukała miejsca aby w cieniu pozostać.
— Przebaczyż mi waćpan dobrodziéj, — odezwała się po małym przestanku przybyła — iż się go trudzić ośmielam, nieznajomą będąc — Przejeżdżałam dziś rano przez miasteczko, i niebyłabym się w niem zatrzymała, ale widok przykry takie na mnie uczynił wrażenie żem zasłabła...
Nie będziesz się waćpan dobr. dziwił słabéj kobiecie iż ją cudze nieszczęście... obchodzi... W istocie cóż tak extraordynaryjnego... że i li-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.