nie mówiła do nikogo, nikt od niéj nie dopytał słowa... Potém rozwiązały się usta od napoju... i powiększył szał. Nie dziwuję się pani, że masz tę litość nad nią; — w istocie zasługuje na nią — jest bardzo biédna istota — bardzo biédna.
Słuchająca pochwyciła się za głowę, chustkę poniosła do oczów, widocznie tłumiła łkanie i wybuch płaczu... Jakby dłużéj wytrzymać nie mogła, zerwała się nagle z siedzenia... dobyła z woreczka zwitek pieniędzy i wcisnęła go w chorą rękę proboszcza.
— Na miłość Bożą, weź to ojcze odemnie, może się zdarzy okoliczność — zręczność jaka ratowania, dopomożenia jéj... błagam was...
Staruszek był wzruszony... pieniądze jednak zwolna odpychał.
— To niepotrzebne — odezwał się — znalazłyby się pieniądze gdyby niemi dla niéj co uczynić można. — Nie użyję ich...
Cała ta scena miała w sobie cóś tak dziwnego, jak gdyby ani proboszcz, ani przybyła wszystkiego co sobie powiedziéć mogli, wyjawić nie chcieli. — Staruszek poczynał otwarciéj i wstrzymywał się, kobiéta z ust prawie wyrywające się słowa cofała... Już chciała się żegnać i odejść, gdy proboszcz rękę jéj ujął i posadził w krześle...
— Czyż myślisz żem cię nie poznał? — rzekł cicho... lata cię nie zmieniły pani moja... widzę tylko że los się wasz odmienił, że lękacie się być odgadniętą i poznaną? Lecz możecież się lękać tego, komu codzień przy spowiedzi otwierają ludzie sumienia swoje?..
Krzyk boleśny wyrwał się z piérsi kobiety, która sobie oczy zakryła. — Chciała uciekać, sił jéj zabrakło... Proboszcz siedział spokojny, krzyżem ją żegnając, jakby na nią chciał zlać spokój ducha..
— Bóg z tobą! Bóg z tobą! uspokójcie się — kapłan jestem...
Kobiéta rozpłakawszy się, długo do słowa przyjść nie mogła, na ostatek rzuciła się na kolana przed starcem... który zdawał się cichą szeptać modlitwę...
— Wstań, rzekł — mówmy, abym cię pocieszył jeśli można, i abym był pocieszony bólem twoim...
Ale łzy nie przestawały płynąć, i przybyła mówić nie mogła.
— Nie pytaj mnie, ojcze o losy moje, ani o nazwisko... Zmieniło się jedno i drugie... nic we mnie nie zostało z przeszłości, oprócz gorzkich wspomnień... Wydobyłam się z tego błota i upadku... lecz ona... lecz siostra moja... O Boże wszechmogący! co za obraz... co za dola...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.