Nie domówiła słów ostatnich.
Ksiądz rękę podniósł do góry i nakazał milczenie.
— Bóg mu daje czas do skruchy i pokuty...
— To potwór nie człowiek! — odezwała się kobieta namiętnie. Tyle lat upłynęło od nieszczęść naszych, zmieniło się wszystko... ja sama poznać siebie nie mogę — on zmienić się nie mógł — ten człowiek nigdy nie miał serca...
Proboszcz znowu nakazał milczenie.
Mrok padał, kobieta poruszona wstała... zbliżyła się do ucałowania ręki staruszka...
— Ojcze — zawołała — on tu jest — ja nie chcę go spotkać...
— Nie lękaj się — wyjdę do wikarego i zatrzymam go. Bóg z tobą... Bóg z wami... Idź w pokoju...
To mówiąc otworzył drzwi, wyjrzał do sieni i stojąc na straży wypuścił przelękłą kobietę, która do furtki, oglądając się po za siebie pobiegła, i nie odetchnęła aż zobaczywszy służącego, który tu czekał na nią.
Proboszcz tym czasem wytrzymawszy chwilę, zapukał do drzwi wikaryusza... a sam pospieszył do swego pokoju, i siadł w krześle, ręką zbolałą z trudnością ocierając pot z czoła... W progu ukazał się średnich lat mężczyzna, wyłysiały... którego ubranie oznajmywało zamożnego obywatela...
Typ to był do opisania trudny... Stary kawaler, który jeszcze resztki młodości utrzymać pragnął, natura silna a starzana życiem i zmęczona. Twarz pięknych i regularnych rysów, odrażała wyrazem dziwnym egoizmu, fałszu i przewrotności; — w niespokojnych oczach widać było jakby nieustanną obawę, a usta naprzekór im starały się grać obojętność i pustą wesołość; — z budowy niegdyś atletycznéj został tylko skielet olbrzymi, obciągnięty skórą i wyschły... Mieszkała w nim jednak siła; i muskuły rąk wydatne, kark jakby opleciony niemi, kazały się domyślać niewyczerpanego jeszcze żywotności zapasu... Ruchy miał zręczne acz wymuszone, niby młodzieńcze i żywe, choć tak one jak wszystko w nim napiętnowane było rozmysłem, fałszem i rachubą.
Resztki włosów około łysiny i zarost można było posądzać o farbę, chociaż ta, zręcznie jakoś użyta, nie raziła. Cały ubiór wielce wykwintny, młodszym był od tego, który go nosił. Przystałby dwudziestoletniemu
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.