z dawnéj piękności, jakby przysypanéj gruzami. Odzież była poszarpana, lecz niegdyś kosztowniejsza niż zwykłe łachmany żebracze... Ogromną chustką, jeszcze nową ale zbłoconą i zszarzaną, okrywała starannie ten strój, który nawet od zimna przejmującego nie mógł jéj uchronić. Na twarzy wzruszenie, obłąkanie, smutek; — dzikie jakieś a gwałtowne uczucia wybijały się z pod przybranéj maski obojętności. Kij prosty miała w ręku, pomarszczoną skórą okrytéj, małéj i pięknego kształtu. Znać obca tu, bojaźliwie się wcisnęła, oglądając, do kościoła... padła na kolana w kuchcie, pocałowała podłogę, podniosła ręce do góry, jęknęła i zaczęła się modlić. Była to piérwsza stacya, bo po niéj wstała, poszła ku ławkom i tam tak samo klękła, po raz drugi całując ziemię; naostatek dociągnęła się przed wielki ołtarz, i tu się krzyżem układła...
Słychać było płacz jéj i głośną modlitwę... Gdy ją potém opuściły siły, poszła pod boczny ołtarz i tam do ściany przyparta, zgarnięta cała dla zimna, drżąc, przesiedziała mszą świętą.
W piérwszéj ławce siedziała, na tęż mszą przybyła, generałowa, którą widzieliśmy wczoraj na wieczorze pani Salomei. W początku mszy zaraz wzrok jéj padł na żebraczkę;... zadrżała, przestała się modlić, i już go od niéj odwrócić nie mogła. Uboga nie postrzegła zrazu że zwróciła na siebie tak pilną baczność, patrzyła na ołtarz tylko... Zapomniawszy się jednak... znużona, gdy i modlitw jéj już do odmawiania nie stało, obłąkanym wzrokiem powiodła po kościele, i postrzegła generałową.
Oczy jéj wlepione w nią zaiskrzyły się, wyprostowała się... Osłupiała patrzyła na nią długo, wreszcie jakby omamieniu się broniąc, odwróciła się nagle i znowu gorączkowo modlić zaczęła... Kilka jeszcze razy machinalnie obróciła się ku generałowéj... i za każdym razem schylała ku ziemi, jakby karząc siebie za grzészną ciekawość.
Generałowa siedziała jak wkuta w swéj ławce, nie mogąc się ruszyć...
Widocznie między temi dwoma kobiétami, stojącemi dziś na ostatnich, przeciwległych sobie krańcach, społecznych stopni — musiał niegdyś być jakiś stosunek — znać się musiały kochać czy nienawidziéć — cóś je łączyło z sobą. Z wejrzeń nie podobna było poznać, miłość czy nienawiść miały w sercu... obu im paliły się oczy, drżały usta i ręce, obie zdawały się chciéć zbliżyć i wstręt miéć a obawę spotkania... Generałowa nie mogła się ruszyć złamana, żebraczka miotała się usiłując
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.