odparła, śmiejąc się gorzko, kobiéta. Stać nie ustoję, ale siąść nie siądę — chyba na podłodze.
Obejrzała się wkoło, zsunęła powoli na ziemię i westchnęła, sparłszy na łokciu.
Zostały sam na sam z generałową, która mierzyła siostrę oczyma długo, aby rozpoznać, czy była przytomną.
Ślady odbiegłego szału widoczne były wprawdzie na zwiędłéj twarzy żebraczki, lecz w téj chwili patrzyła spokojniéj, i nic nie zdradzało obłąkania. Z czerwoności pijaczéj na licu zostały tylko dwie wypalone plamy ceglaste. Usta popękane zbladłe, drżały chorobliwie.
Dwie siostry mierzyły się oczyma.
Siedząca na ziemi poczynała się uśmiéchać.
— Ot tak — zawołała, uderzając się ręką po odartéj odzieży — rodzone — jedne losy, jedne winy, a sprawiedliwość dla nas nie jedna! Ja w łachmanach, ty w koronkach... ha! ha! a pies nie zdechł?
— Wiész — dodała — myślałam żem już z nim skończyła. W nocy ściągnęłam go z konia pod dębem, rozbił sobie czerep o pień, krew ciekła, umoczyłam w niej rękę, czuję ją do téj pory... Sądziłam, że szatan weźmie duszę, która mu się należy, ale i on jej nie zechciał. Żyje, a ja się i tu musiałam przywlec za nim.
Zamilkła, patrząc znowu na płaczącą generałowę.
— Różo, odezwała się nareszcie, ociérając łzy — widzisz mnie i zdaje ci się żem szczęśliwą! Nie wiész com przeżyła, nie wiész jak żyję, drżę przed tym, który mnie podniósł z ziemi.. codziennemi łzami opłacam koronki swoje...
— Tośmy obie nieszczęśliwe — krzyknęła żebraczka, a ten łotr co nam obu wziął szczęście, życie złamał, chodzi swobodny, bezkarny... i naigrawa się nędzy naszéj...
— Gdzie twoje dziecko? zawołała po chwili — gdzie ono...
Generałowa zakryła oczy...
— Ja nie mam dziecka!..
— Zabił je? podchwyciła żebraczka; a cóż mu tam było jednym trupem miéć na sumieniu...
— Ja nie mam dziecka! powtórzyła, płacząc, kobiéta; o! nie mów, nie wspominaj mi o tém... miéj litość nademną...
Zamilkły obie. — Żebraczka bezmyślnie palcami darła podłogę. Podniosła oczy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.