Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

dze wyciągnięta spała głęboko znużona kobiéta.. Nie słyszała ich, nie poczuła, gdy stanęły nad nią.
Generałowa dobyła woreczek i położyła na stole, ścisnęła rękę przyjaciółki i skierowała się ku drzwiom.
Tu czekała ją Lizka, aby uściskiem pożegnać... Dziécię to było wychowanką panny Teresy, a nazywało ją mamą. Ludzie, nawet generałowa, nie wierząc opowiadaniu panny Teresy, posądzali ją o bliższy stosunek z dziécięciem, które miało być wzięte od Dzieciątka Jezus. Ile razy panna Teresa opowiadała, jak je sobie uprosiła na wychowanie, uśmiéchano się nieznacznie, udając tylko że tę bajeczkę za prawdę przyjmowano. Czuła to bardzo dobrze artystka, iż posądzoną być może, ale się przywiązała do dziéweczki i niewiele ją to obchodziło.
— Mój Boże! — mawiała, śmiejąc się i całując dziécię — cóż mi to szkodzi, że mnie sobie posądzają. — Byłabym szczęśliwą, żeby to prawdą być mogło! ale i tak, któżby mi ją kochać bronił?
Kochały ją we dwie na wyścigi, bo i generałowa, ile razy ukradkiem przed mężem mogła się wybrać do przyjaciółki, bawiła się Lizką i bałamuciła ją potrosze a psuła nawet bardzo. Dziéwczę dobre było, ale rozpuszczone i swawolne...
W kątku sieni zakradłszy się, Lizka przyczajona wpadła, oburącz chwytając za szyję generałową, aby ją wycałować na pożegnanie.
— Nie puszczę cię — wołała — musisz mnie téż pocałować z obu stron... bo cię pewnie znowu długo widziéć nie będę... Ale pocóżeś taką brudną i brzydką babę tu sprowadziła do nas...
— Bo biédna bardzo...
Dziéwczę pomyślało trochę.
— Jabym jéj téż ze skarbonki groszyk dała — ale taka brudna...
Pożegnały się uściskiem. Generałowa z przestrachem spojrzała na zegarek i co żywiéj pobiegła do domu.






P. Michał Skórski urządził się był po kawalersku, lecz jak mówił radca z szykiem. Choć nieco zardzewiał na wsi, miał wiele smaku i dobre tradycye. Żyjąc w miasteczku — powiadał — chciał życia używać. W planach było porobienie przyjemnych męzkich znajomości, a może na-