wet i niewieścich. — Był wielkim zawsze wielbicielem płci pięknéj, nie dla idealnego jéj uroku, lecz szczególniéj dla plastycznych wdzięków.
Niebardzo więc przebiérał w towarzystwie, byle było swobodne i wesołe. Od niejakiego wszakże czasu, szczególniéj od ostatniéj słabości i nieszczęśliwego w lesie przypadku z koniem, mniéj już myślał o kobiétach i zdawało się, że chciał od nich stronić nawet. Łatwe znajomości i stosunki, dawniéj dlań najponętniejsze, nie nęciły wcale — zdawało się, że w lepszém towarzystwie szukać zamyślał już nie rozrywki, lecz stalszych jakichś węzłów któremiby życie bez celu mógł lepiéj, niż je zaczął, dokończyć.
To postanowienie wpłynęło téż pewnie na przedstawienie się w salonie pułkownikowéj, o którego cudownych skutkach radca mu opowiadał. Zapewniał go, że z tego salonu sześćdziesięcioletni i nieco kulawi ludzie wychodzili najszczęśliwiéj ożenieni z dziedziczkami wsi i kamienic.
Piérwszy ten jednak wieczór próby wcale nie odpowiedział oczekiwaniom Skórskiego. Wprawdzie począł go od znajomości z panną Olympią, ale téj się naraził, urwawszy rozmowę — do reszty zaś dobiło go spotkanie z generałową, o któréj losach nie wiedział wcale.
Rozstali się byli przed laty tak, iż raczéj mógł się domyśléć zupełnego upadku nieszczęśliwéj, niż tak świetnego jéj losu. Czuł, że w tém sercu zasiana nienawiść nie mogła zamrzéć i wygasnąć: generałowa teraz szkodzić mu i wywdzięczyć krzywdy swoje, jako kobiéta — musiała. O tém nie wątpił bynajmniéj. Spojrzenie jéj nienawiścią i wzgardą zatrute, ścigało go powracającego do domu. Długi czas do późnéj nocy myślał, co ma począć z sobą.
Chciał uciekać naprzód — lecz zdało mu się to ze wszech miar niewłaściwém. Cóżby ludzie powiedzieli i jak mógł im wytłumaczyć nagłe zniknięcie objawiwszy wprzód wszem wobec i każdemu z osobna, że przybył na stałe mieszkanie.
Rozumując w ostatku przychodził i do tego przekonania, że jakkolwiek wielkie były winy jego, generałowa powoli przejednać się może z saméj obawy, aby o przeszłości jéj nie mówił nikomu.
Oprócz tego, tu w Warszawie przynajmniéj czuł się zupełnie wolnym od prześladowania waryatki, o któréj śmierci mówiono wprawdzie, ale Skórski jeszcze temu nie dowierzał. Wyjechać zresztą zawsze czas
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.