Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

zywał jéj wielkie przed ludźmi poszanowanie, lecz nie miała woli, nie śmiała się odezwać, i stosunek małżeństwa tego między sobą, musiał być bardzo przykrym. Obcym nawet łatwo się tego było domyśléć.
Generał rozporządzał zwykle tém gdzie żona znajdować się miała, jak długo gdzie mogła zabawić. — Pytała się go o wszystko. Ton jakim mówili do siebie, mimo udawania czułości zdradzał walkę i nieporozumienia. Natalia poddawała się z pokorą rozkazom, — lecz gdy dla oka ludzkiego generał chciał jéj dać jaki dowód miłości, z widocznym wstrętem oznaki jéj przyjmowała. Skórski to widział a raczéj zgadywał...
Gdy w salonie generałowéj nie było, mąż nie wspomniał o niéj nigdy. Czasem na służącego zadzwonił, by spytać czy pani jest w domu, ruszył ramionami niecierpliwie dowiadując się że nie wróciła, — ale milczał. — Niekiedy wśród gry wychodził na chwilę i powracał jakby sporem jakim roznamiętniony i gniewny. Dom zresztą był dziwny. Zjawiały się w nim najosobliwsze postacie, cudzoziemcy bogaci, figury widocznie awanturniczém życiem napiętnowane, jacyś ludzie milczący i niezrozumiali, a obok nich najsłynniejsze imiona arystokratyczne...
Generał umiał te żywioły różnorodne uporządkować, wypraszać skinieniem gdy zawadzały, zbliżać, naznaczać im godziny takie aby się z sobą niespotykały. Kobiét bywało nie wiele, a stosunki generałowéj były z niemi zimne i ceremonialne. Jedyną przyjaciółką serca, była dawna towarzyszka, ta panna Teresa ukochana, która dziś słynęła jako jedna z najzdolniejszych artystek... Do niéj generałowa każdego prawie ranka zbiegała na chwilę z kościoła, i u niéj sam na sam z nią spędzała godzinę, często łzami oblaną. Bawiła się z Lizką, uśmiechnęła do niéj, mogła tu serce otworzyć... potrzebowała tego wytchnienia i orzeźwienia...
Dwie przyjaciółki rozumiały się i kochały, a były po sercu siostrami. Panna Teresa żyła sztuką tylko... i dla sztuki. Dla niéj teatr nie był zarobkiem i rzemiosłém, był jéj namiętnością. Gdyby los rzucił jéj pod stopy bogactwo, niezależność, skarby, imię, byłaby wszystko to poświęciła dla sceny — bez któréj dla niéj życia nie było. I nie żądza oklasków, ani pragnienie zdobycia sławy były dla niéj celem, bardzo często okryta wrzawą i bukietami swych czcicieli, schodziła za kulisy smutna i nie rada z siebie.
— Dla tych ludzi, mówiła, jak dla głuchych krzyczéć — grać trzeba przesadzenie, jaskrawo, nienaturalnie. Inaczéj cię nie zrozumie-