ją, — odcienia delikatne giną, pochwycona na uczynku natura dla nich będzie hieroglyfem. Sztuka jest im zabawką, roztargnieniem tylko... bengalskim ogniem co oślepia, nie chlebém co karmi i słońcem co grzeje.
Panna Teresa utrzymywała téż, iż powołaniem artysty jest wtajemniczać tłumy, jest uczyć je a nie do nich się poniżać... Oprócz sztuki, kochała tylko wychowankę, którą wszyscy mieli za własne jéj dziecię, z czego się śmiała, ramionami ruszając — i — kogoś jeszcze...
Ten ktoś, był to dawny przyjaciel młodości, mogący czulszém nazwać się imieniem, — ubogi profesor, który osiwiał kochając się w pannie Teresie, a nie mając męztwa się z nią ożenić. Ona mu to przebaczała. — Był ubogi jak profesor, na artystę się nie zdał, choć miał sztuki poczucie... Ona nie mogła zejść już z tych desek zaczarowanych, a jako pani profesorowa, musiałaby je porzucić. — Kochali się więc platoniczną miłością, która z namiętności młodzieńczéj, przeszła w nałóg serca, w przywiązanie spokojne i trwałe. Co wieczora przychodził profesor do niéj, jeśli była w domu wcześniéj, późniéj jeśli grała w teatrze — czytali razem, opowiadali dnia dzieje i żegnali się do jutra uśmiechem. — Ludzie mówili o téj przyjaźni z przekąsem, ale Teresa która nie obawiała się potwarzy biorąc Lizkę na wychowanie, nie myślała wyrzec się stosunków niewinnych dla złych języków.
Niespodziewany spadek po ciotce, nie wielki lecz zapewniający pewną niezależność, dozwalał pannie Teresie żyć i nieco wygodniéj i swobodniéj.
Do jéj zajęć, istotnie wielkich, bo miała teatr, wychowankę i opiekę nad najniepraktyczniejszym w świecie profesorem... pamiętając o wszystkich jego potrzebach — przybywała teraz nad wszystko trudniejsza piecza nad kobiétą nieszczęściem złamaną, upadłą, schorowaną i zepsutą. Początki zwłaszcza były niezmiernie trudne. — Cześnikówna nawykła do włóczęgi, zamknięta w pokoju wytrwać nie mogła.
Teresa zrozumiawszy to, nie wymagała w piérwszych dniach, aby za próg nie wychodziła, dozwoliła jéj pójść do kościoła, pobłąkać się po ulicach, ale głodem zmuszała do powrotu do domu. Tu miała izdebkę na górze czystą, usługę, i zaraz piérwszego dnia po kąpieli przymusowéj, zupełnie nową odzież wdziała. Teresa dopełniając chrześciańskiego uczynku z poświęceniem, sama własnemi rękami poszła ją uczesać, przybrać... i dobrém słowem ukołysać.
Spostrzegłszy że widok Lizki oddziaływał na nią uspokajająco, że
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.