— Sama pora — kończył gospodarz — posłuchaj mnie, ja waćpanu żonę znajdę... Stateczną, nie zbyt młodą.
— I posażną — wtrącił kapitan Bobrski, aby p. Michał miał co w wista przegrywać.
Śmiano się tak z biédaka, który udając spokojnego i zadowolnionego, dawał z siebie stroić drwinki i przyjmował je łagodnie.
Zwykle unikając obrachunków z gry powstałych, Skórski najczęściéj się był wynosił od generała wcześniéj niż inni goście. — Nie wstrzymywał go Hochwarth. P. Michał miał myśl szczęśliwą wydania kiedyś wieczorku u siebie, popojenia gości i zaproponowanie gry, przy któréj w domu spodziewał się być szczęśliwszym. Nie posądzając wcale generała, uderzony był tém że mu się tak u niego fatalnie nie powodziło. Tym razem téż gdy wist się skończył, brał już za kapelusz i miał się do wyjścia, gdy generał wziął go poufale za obie klapy od fraka i szepnął mu w ucho.
— Proszę cię, panie Michale, zostań na chwilkę, mamy z sobą coś do pomówienia.
Nie ulegało najmniejszéj wątpliwości, iż szło o dług kartowy. Skórski posmutniał, ale naturalnie pozostał; goście się porozchodzili, zostali tylko kapitan i regent probujący się z sobą w ecarté, i generał wziął pod rękę przyjaciela i wyprowadził go do gabinetu, dając mu świeże cygaro...
Był w najwyśmienitszym humorze, sam ognia przyniósł do zapalenia hawanny, posadził Skórskiego w najwygodniejszym fotelu i z twarzą uśmiechniętą, klepiąc go po kolanach, rozpoczął:
— Szanowny panie Michale, rzekł, tak ci się ze mną w grze nie wiedzie, iż mi to największą w świecie czyni przykrość. Doszliśmy odegrywając się do sumki wcale nie szpetnéj. Widzę że chcąc ci usłużyć, powolnością moją coraz cię daléj popycham, i nie wiedziéć na czém się to skończyć może.
Musimy nasz interesik uregulować; nie wymagam pieniędzy — będziemy grali zawsze i zwolna, możesz się oczyścić, jeżeli ci posłuży szczęście... Jednakże na sumieniu miéć cię nie chcę...
Skórskiemu cygaro zagasło; słysząc te czułe napomnienia przyjacielskie, robiło mu się zimno i gorąco na przemiany...
— W istocie, odezwał się — zabrnąłem zbytecznie i nieostrożnie.
— Widzisz, ja cię przestrzegałem! dodał generał czule... masz go-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.