rączkę studencką. Gdyby tak z kim innym, korzystałby z niéj. Wiész mi, ludzie na szulerów narzekają i okrzykują szulerami tych, którzy tylko bardzo po prostu z szansy i głupstw ludzkich korzystać umieją. Należy być panem siebie i ostrożnym...
Ale wracając do naszego rachuneczku, dodał generał idąc do szufladki blizko stojącego stolika, i dobywając notatki — proszę cię zweryfikujmy je...
Pochylił się siadłszy obok Skórskiego i począł mu palcem cyfry wskazywać. P. Michałowi w oczach się ćmiło — marzenie owo zaczynało przybierać smutne barwy rzeczywistości...
— Mieliśmy parę dni temu dwadzieścia? nieprawdaż dwadzieścia tysięcy? Przybywa nam półtrzecia, za dwa wieczory... razem z dzisiejszą przegraną uczyni to dwadzieścia cztéry tysiące sześćset...
Pot wystąpił na czoło Skórskiemu, który cyfrom nie mogąc zaprzeczyć, szepnął po cichu ledwie dosłyszanym głosem.
— Dwadzieścia cztéry... tak... sześćset.
— Słuchaj że, odezwał się generał — może potrzebujesz pieniędzy, bo to w mieście człowiek się nigdy wyrachować dobrze nie może... Ja ci dam gotówką te cztérysta, a ty mi wystawisz weksel na dwadzieścia pięć... Ja go schowam do kieszeni! daję ci słowo! To rzecz między nami... ale śmiertelni jesteśmy to raz — i — dodał śmiejąc się — będzie ci to hamulcem od gry... Życzę ci dobrze... nie chciałbym abyś się zgrywał...
Skórski milczał. Niepodobna mu się było oprzéć, a jakaś obawa niewysłowiona przejmowała go i napełniała niepokojem. Czuł się zrujnowanym.
Generał ani nawet przypuszczając ażeby tak prosta operacya, mogła najmniejszéj ulegać wątpliwości, dobył z kieszeni pugilares, wyliczył rubli cztérysta i położył je na kolanach niememu i osłupiałemu Skórskiemu; potém na stoliczku nagotował papiér wekslowy, pióro, kałamarz i wskazał je ruchem ręki...
P. Michał siadł pisać nie wiedząc co czyni. Gospodarz ostrożny wezwał z drugiego pokoju kapitana, aby się za świadka podpisał... To się bardzo niepodobało Skórskiemu, ale i temu oprzéć się nie umiał. — Wiedział już że szczególnym składem okoliczności mąż téj co go nienawidziła, pomścił się na nim ruiną. W odegrane wcale nie wierzył...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.