Twarz jego malowała stan ducha upadłego. Nie mógł się odezwać ani słowa. Położył pióro na stoliku i siedział ogłupiały.
Generał nań spojrzał i poklepał go po ramieniu.
— Masz w istocie minę, odartego na gładkiéj drodze człowieka... Mógłbym się za to pogniéwać! Co u licha. — Chciałeś grać, trzymałem ci póki i jak ci się podobało... Los tak rozrządził. — Nie możesz mi tego miéć za złe...
Mówiąc to weksel zasypał i schował do pugilaresu.
— Ja cię o dług ten wcale naglić nie myślę i nie będę. Możemy grać, służę ci zawsze... tylko nie pozwolę już żebyś tak szalenie poniterował... Zapalasz się.
— A tak! zapala się pan! bardzo się pan zapala! potwierdził przywołany kapitan... a w grze, piérwsza rzecz krew zimna... to prawidło...
Tym razem Skórskiemu zdawało się że miał prawo już wziąć za kapelusz, i pożegnawszy gospodarza wyjść — na świeżém powietrzu medytować nad swojém położeniem...
Niezmiernie uprzejmie pożegnał go, cisnąc mu obie ręce gospodarz i odprowadził aż do drzwi...
— Nie frasuj się pan, i nie miéj do mnie pretensyi — odezwał się — uczyniłem to dla twego własnego dobra... Rozmyśliwszy się przekonasz o tém... Dobranoc — jutro czekamy cię z wiseczkiem a choćby i sztosikiem...
Tak pożegnawszy zszedł ze wschodów Skórski, z pomocą przyświecającego mu lokaja, któremu za tę grzeczność jeszcze zapłacić musiał. Znalazłszy się w ulicy, nie wiedział dokąd iść, — chciał co najrychléj pomówić z radcą, była godzina późna, o któréj go najprędzej mógł zastać w domu. Spiesznym krokiem pobiegł do niego.
Fazyński tylko co był z resursy powrócił i zabierał się do snu, gdy mu spóźnionego gościa przyprowadzono. Poznał z twarzy od razu iż nie przychodził darmo.
— Co ci to jest zapytał cicho.
— Jestem — zrujnowany, krótko odparł Skórski. Wasz pan generał to poprostu łotr i szuler... Grałem jak dzieciak... zapędziłem się, żartował ze mnie traktując tę sprawę jakby jéj nie brał na seryo — a dziś, dziś mi sobie kazał wydać weksel... na dwadzieścia pięć tysięcy rubli, z których patrz ile mi pozostało...
To mówiąc owe cztérysta rzucił na stół.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.