Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/102

Ta strona została skorygowana.

sołe, czyste, z niém półkownik ocknął się ziéwając. Zaledwie oczy otworzył i machinalnie się przeżegnał; ledwie mógł splunąwszy i odchrząknąwszy, zawołać aby mu fajkę podano, Adolf oczekujący tylko na to, wszedł do pokoju.
Półkownik podniósł głowę i odezwał się pełen nieukontentowania.
— Nie leź że mi od samego rana w oczy.
— Chciałbym wyjechać!
— Poczekaj! jeszcze mi rachunków nie zdałeś.
— Rachunek bardzo krótki, wszystko oddam według regestrów.
— A któż, może ty sam także robiłeś i regestra? ptaszek! hm!
— Są podpisane ręką nieboszczyka!
— Co? co mówisz? hę? jak to? nieboszczyka? co to?
— Ojciec mój umarł dziś rano.
Jezu! umarł! już umarł! Otoż proszę! psi! uu! fe! Héj gapiu, czemu mi fajkę nie dajesz! hm! umarł! Niech mi tam kawę przynoszą. No! a gdzież te regestra! Gdzie papiery, co? Dajcie mi szlafrok — Gapiu! szlafrok mówię! Hm! hm! fe! uu! Wasan masz klucze?