Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/150

Ta strona została skorygowana.

je miluchnemi słowy i ściskając naprzemian pulchne ich rączki, z tą jednak pełną głębokiéj polityki ostróżnością, aby jedna o drugiéj szczęściu nie wiedziała. Djonizy zawsze w tylnéj straży, kręcąc wąsa, klaskając w liście, nucąc sobie jakąś piosenkę, któréj słowa nie dolatywały do ucha idących przodem, postępował. Od kwadransa już słyszały panny jednostajną nótę piosenki.
— Co ty tam śpiéwasz? spytał Alexy odwracając się z uśmiechem — Czy nie możesz nam słów wyraźnie zaśpiéwać?
— Cha! cha! cha! odparł Djonizy — I owszem!
— A! A! A toż co! Djonizy! wykrzyknęły obie panny przelęknione.
— Cóż to, przerwał Alexy zdziwiony, to panie znają tę piosneczkę chyba, kiedy się jéj tak lękają?
— A toż śliczny koncept!
— Pięknie Pan nas posądza, wykrzyknęły miarkując się obie siostry — trzebaż to znać żeby się lękać piosnek Djonizego, który same tylko jakieś kozackie sobie zawsze dobiéra.
— Dziwne pan masz o nas wyobrażenia, poważnie dodała Julja, uśmiéchając się jednak