Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/156

Ta strona została skorygowana.

Miłość własna idąc w pomoc uczuciu, poruszyła śmieléj jego językiem, uśmiechnęła się na ustach, zabłysnęła w oczach; darujmy mu, był człowiekiem.
Nie darmo w dawnych piosenkach kochankowie tak xiężyc uwielbiają, jest bowiem cóś w powabach nocy exultującego człowieka, dodającego śmiałości, usposabiającego do postępków zuchwałych, niezwyczajnych. Światło dnia, czyni nieśmiałym, każę się prawie wstydzić zapału. Noc pokrywa rumieniec wstydu, osłania i kryje wiele rzeczy, wiele rzeczy tai; cicha, czarna, głucha, pochłonywa w swojém łonie dzikie myśli, dziwne postępki, głuszy słowa. Obronicielka występku, rozpusty, miłośnych szalów, sto razy więcéj pobłażającą jest od dnia, który jak Król, jak Sędzia w złocie i purpurze, zdaje się śledzić wszystko widzącém okiem i grozić. Radzę kochankom widywać swe lube, rozmawiać z niemi zawsze wieczorami. Podwójny z tego pożytek, bo złudzenia piękności na dłużéj przechowa, a do zbrzydzenia sobie kobiety tak nie wiele potrzeba! Dość jednéj plamki na twarzy, ust spalonych, zębów nieumytych, dość jednéj skazy; dostrzeżenie ziem-