Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/166

Ta strona została skorygowana.

wioną, coraz dziksze jakieś budował marzenia.
Lecz na nieszczęście lasek, którym szli dotąd, przerzedzać się zaczął, zbliżali się ku końcowi jego, Julja spójrzała na świecące za nim od łuny zachodniéj pola i zawołała nagle urywając westchnieniem rozmowę.
— Teraz dość, koniec rozmowie! zobaczysz mnie pan znowu, jaką byłam wprzódy, usłyszysz znowu z ust moich, te myśli pospolite, pod sznur przyzwoitości ciągnione, wymierzone, wyrachowane, jakie pannom pospolicie wolno jest miewać jedynie, bo gdyby się z innemi wydały, posądzonoby je obrąb skromności i wstydu.
Jeszcze cóś podobnego mówili, gdy odgłos:
— Pies wściekły! wściekły pies! rozległ się po lasku i drogą od dworu, ku idącym nadbiegł chłopak z kuźni, za którym jak punkt czarny, cóś się zdala ruszało. Krzyk ten, wyobrażenie niebezpieczeństwa, jak piorun rozproszyło naszych przechadzających się. Pierwszy Sędzia z Notarjuszem skryli się co najprędzéj w las i krzaki, Djonizy nie myśląc wcale o ratunku innych, sam najpierwszy salwował się ucieczką. Alexy