Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/177

Ta strona została skorygowana.

(to pocichu) tyle daje do myślenia! Ach! są szczęśliwsze ode mnie.
— Na nas koléj robić figurę!
— Ale jakaż? nie uważałem! jaka?
— Jaka figura?
— Co za figura?
Dowiedzieli się przecie i poszli tańcować.
Tymczasem obnoszono wina, cukry, łakocie, ciasta, herbatę, po kątkach ciche wiodły się rozmowy, złoto połyskiwało na zielonych stolikach, z dziedzińca dolatywały krzyki przechadzających się, śmiechy, wrzawa. Wszędzie się weselono, lub przynajmniéj udawano wesołość. Matylda cała w przyszłém szczęściu, patrzyła na męża, śledziła każdy krok jego, każde spójrzenie, usiłowała zgadnąć myśl i niedosłyszane słowa, których tylko z ruszenia ust domyślała się.
Mazur szedł swoją drogą. W tém, pannie Julij pękł trzewik, wyszła więc z koła z tancerzem, postawiwszy kogo innego za siebie, a pan młody przez grzeczność odprowadził ją do naprzeciw położonego pokoju, przeznaczonego dla dam, któreby poniosły szwanki w trzewikach lub falbalach. U drzwi zarzucił na nią Adolf szal