Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/178

Ta strona została skorygowana.

żony leżący na krzesle, bo przez śień chłodno było rozgrzanéj przechodzić i ze świecą w ręku wprowadził do owego pokoiku.
— Niezmierniem rada z tego zdarzenia, odezwała się Julja w progu jeszcze, chciałam właśnie z tobą parę słów na osobności pomówić. To rzekłszy siadła już na krzesle i zdejmowała trzewik ostróżnie. — Gdyby nie mój trzewik, mówiła daléj, nicby z tego nie było! Podaj mi z łaski swojéj z tego pudełka, co tam stoi przy drzwiach, parę białych atłasowych trzewików.
Adolf na ten rozkaz niespodziany, zmieszawszy się, smutny, roztargniony, niespokojny, zaczął przewracać spiesznie w pudełku i przyniósł wreście jakieś trzewiki.
— Co za roztrzepanie, mój Boże, zawołała ze smiechem Julja. Och! to prawda, że człowiek ze szczęścia szaleje, podałeś mi jakieś ogromne skórkowe berlacze, wielkie jak na dwie moje nogi.
— Bardzo przepraszam, takem się — zamyślił, odpowiedział Adolf znowu przewracając w pudełku — Ale otóż i cóś białego!
— Czyś ślepy! to ręcznik! chyba mnie nie słyszysz? Wieszże o co prosiłam?