Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/180

Ta strona została skorygowana.

Adolf posłuszny był jak dziecko. Julja patrzyła tylko na niego ruszając ramionami, a gdy przygotowania spełnił, spiewając przodem wbiegła do drugiego pokoju.
— No! panie Adolfie, zawołała obracając się ku niemu nagle, weseléj mi, że przecie z tobą pomówić mogę. Nie myśl żebym ci wyrzucała postępowanie twoje, nie lękaj się tego, patrz mi w oczy smiało — Wszak nie jesteśmy sobie obcy?
— Tak, tak — Juljo — ale — jąkał się zarumieniony Adolf, oglądając się mimowoli tchórzliwie i niespokojnie dokoła — Zmiłuj się, wracajmy, postrzegą w pokojach, że nas tak długo niema.
— A! to nie do zniesienia! wszak i króciuchnéj żałujesz mi chwilki, boisz się mnie czy wstydzisz Adolfie? zawołała coraz gwałtowniéj Julja, przecież nie proszę cię o wiele, tylko o chwilkę!
— Słucham.
— Tego tylko pragnę, żebyś mnie posłuchał. Mam prośbę jednę do ciebie — Wiesz że kobieta niema nic droższego nad sławę!
— Cóż to? dlaczego? przebąknął zaczerwie-