Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/209

Ta strona została skorygowana.

cznę! Stańcie, stańcie, każ pan stanąć, bo wyskoczę pod koła!
— Stój! stój! krzyknęło razem kilka głosów do koła, Alexy, który się zmięszał bełkotał — Jedź! jedź!
Pochwycono z przodu za konie, pojazd zakręcił się w bok, dyszel pękł, stanął. Djonizy widząc, że ich otaczają, zeskoczył z siedzenia, zbiegł z drogi i zaszył się w pobliskie krzaki.
Z obu stron przypadniono do drzwiczek powozu. Jakiś mężczyzna zsiadł z konia, otworzył je i grzmiącym zawołał głosem.
— Czyś ty tu Henryko?
— Ach, chwałaż Bogu! to mój mąż! zawołała kobiéta wyciągając ręce, chcąc się rzucić ku niemu.
— Chwała Bogu! odpowiedział mąż ponuro, cieszysz się! O! teraz mnie już nie oszukasz więcéj — Chciałabyś jeszcze pokazać się niewinną.
Kobieta struchlała z podziwienia.
— Mężu! na Boga, cóż ty myślisz? zawołała, ten pan porwał mnie omyłką, zamiast jakiejś Julij.
— Tak, i przez omyłkę zapewne, odwiózł