Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/215

Ta strona została skorygowana.

z Adolfem, gdy w ganku jakieś jęki, hałas, wrzawa, słyszéć się dały.
Wybiegli wszyscy — i ujrzeli:
Kilku mężczyzn niosących na ramionach kobiétę w białéj sukni, skrwawioną, jęczącą okropnie. Wielu innych szli obok. Kondukt ten tajemniczy skierował się do osobnych pokojów na prawo i drzwi się za nim zamknęły. Sędzia, Julja, pobiegli tam natychmiast, reszta gości została u progu, w sieniach, przysłuchując się jękom wychodzącym z tamtych pokojów, tonąc w domysłach, nad szczegółami wypadku. Połamany kocz stał z boku domu, pytali się woźnicy, on był z przelęknienia niemy, mówił o jakimś koniu, kobiécie, ale niepodobna go było zrozumieć.
Po chwili wybiegła z tajemniczych pokojów pani młoda, blada, obłąkana, łzami zalana, wysłano trzech konnych po lekarzy. Ustała muzyka, goście siedli po kątach, rozpowiadano, szeptano, domyślano się. Ciekawość, niepokój, zajęły miéjsce wesołości.
W tamtych pokojach leżała na łóżku kobiéta, z rozbitą głową i piersiami, twarz jéj i czoło, usta, pływały we krwi, nie znać było ry-