Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/22

Ta strona została skorygowana.

ku łożu, i stanął wryty spójrzawszy na bladą twarz choréj, zapadłe lecz mocno jeszcze jaśniejące jéj oczy, pierś wznoszącą się częstym i ciężkim oddechem.
Lekarz po chwilce ziewnął szeroko, zaraźliwie, splunął i spojrzał na zegarek; potém wstał, zbliżył się do stoliczka, w głowach łoża stojącego, nalał kubek lekarstwa, i poszedł z nim do choréj. Ujął ją lekko za rękę, podniósł nieco w górę głowę z poduszką, podał napój. Ona usiłowała sama pochwycić kubek zwiędłemi palcami, poniosła do ust, wypiła chciwie, wstrząsnęła się i w milczeniu nazad oddała naczynie. Potem głowa i poduszki znowu zwolna opadły.
Adolf patrzał na to, oczy miał kolejno wlepione, to w chorą, to w lekarza, to w ojca; a twarz jego była blada, i zachowywała jeden po wszystkich rysach przeciągnięty, i jakby wyklejony w nich wyraz głębokiéj wewnętrznéj boleści.
Lekarz po cichu szeptał cóś do choréj, dawał jéj wąchać flaszeczki, ruszał ramionami nieznacznie, i słuchał jak ona odpowiadała półgłosem, przerywanemi duszącym oddechem