Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/23

Ta strona została skorygowana.

słowy, w których dla tego tylko był związek, kto przygotowany i zastosowany do stanu jéj duszy, znał już alfabet języka tego, jego tajemnicze znaki, dla zdrowych, szczęśliwych, zimnych i obojętnych, tak niepojęte, jak hieroglif dla poprzedników Champolliona.
Adolf patrzał długo na matkę, potem ocierając łzy płynące z oczów, wyszedł po cichu, i w drugim pokoju usiadł pod oknem. Zwrócił oczy, patrzał w dziedziniec, patrzał i widział tyle, ile widzi trup z wytrzeszczoném okiem; bo dusza jego nie była przy oczach.
Kilka osób przeszło przez pokój, on nikogo nie widział, na nic nie uważał, cały zamknięty w sobie. Wtém kobieta młoda, ubrana w salopę, kapelusz i chustkę obszerną, ukazała się we drzwiach, i widząc go dumającego, na palcach ostrożnie podeszła. Z politowaniem spójrzała na niego, a chcąc z gorzkich rozmyślań obudzić, wzięła go powoli za rękę. Adolf tém dotknięciem wrócony do rzeczywistego świata, obrócił się szybko, spójrzał wielkiemi oczyma, uśmiechnął się półuśmiechem, ukłonił nieśmiało, ale niedość jeszcze zebrał myśli, aby mógł choć słowo wymówić.