Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/24

Ta strona została skorygowana.

— Jak się ma matka twoja? zapytała kobiéta.
Adolf milczał.
— Mówiono mi że lepiéj?
Adolf westchnął tylko.
— Przyjechałam umyślnie, mówiła daléj z słodyczą kobiéta, przyjechałam sądząc że moje odwiedziny rozerwą was trochę. Mówiono mi bowiem, że ojciec twój i ty panie Adolfie, bez przyczyny nadto rospaczacie.
— Jakto bez przyczyny! rzekł smutnie Adolf.
— Możnaż tak prędko, tak łatwo tracić nadzieję?
Adolf pochwycił ją za rękę, w oczach jego smutny jakiś zapał błysnął, na twarzy rozlał się wyraz dwoistego, walczącego z sobą nieokreślonego uczucia.
— Jam dawno wszystkie stracił nadzieje! rzekł po chwilce — żadna mi nie dotrzymała, wszystkie zdradziły. A gdy to mówił, oczy jego wlepione były w niebieskie oczy kobiéty, w których zdawał się szukać odpowiedzi, zaprzeczenia. Ona, zdawała się pomięszana, jak ten, kogoby złapano z romansem, zamiast kantyczek w kościele; nie odpowiedziała mu ani słowa, wyrwała z lekka rękę, i poszła powolnie