Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/255

Ta strona została skorygowana.

— Cóż ty tu porabiasz? jak ci się powodzi? cóś robił wyszedłszy ze szkół?
— Ja! Ot, zaraz ci powiem. Musisz sobie przypominać, że gdyśmy razem szkoły skończyli, byłem jeszcze dzieciakiem strasznie głupim.
— Przypominam to sobie.
— Zamarzyła mi się wówczas w głowie, jakaś miłość, ku jednéj panience, która, na nieszczęście, nie miała ani trzech groszy posagu, nic, prócz świeżéj bardzo młodości i wesołego uśmiéchu. Była bardzo wesoła! Zakochałem się w niéj po młodemu, po szalonemu, jak kot, nie było ratunku ani perswazij, zakochałem się i kochałem.
— Pojmuję.
— Pojmujesz, tém lepiéj. Otóż, chciałem się ożenić. Mój ojciec człek stary z staropolskim wąsem i obyczajami, wręcz mi dał do zrozumienia, dowiedziawszy się o tém, żem jeszcze błazen, że mnie o xiążce myśléć, nie o żonie. — Wiedząc, że nie przemogę ojca, musiałem się poddać losowi i przysiągłszy mojéj kochance miłość do grobu, postanowiłem czekać, krótko mówiąc, aż mi się wąsy wysypią, a ojciec umrze.