Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/259

Ta strona została skorygowana.

rzucone, ponastawiane jedne na drugich ubiérały wszystkie kąty, bez porządku i smaku, ale kosztownie.
— Zkąd jemu to wszystko? myślał Adolf — wszak nie jest bogaty? Chyba, może na niego spadło jakie dziedzictwo. Rzecz dziwna. Człek o trzech tysiącach złotych dochodu, nie mógłby mieszkać tak pięknie, miéć tylu kosztownych cacek, otaczać się takim przepychem?
Weszli do pierwszego pokoju — tu siedzieli już, zapewne oczekując na gospodarza mężczyzni, z fajkami w gębach, śmiéchami i wesołą rozmową.
— Prezentuję Panom, rzekł wprowadzając Adolfa gospodarz, z trzpiotowatym uśmiéchem, mojego szkolnego kollegę i przyjaciela Pana Adolfa N... Nawzajem prezentuję ci Adolfie, przyjaciół moich, chociaż nie kollegów, Panów A. B. C. D. E. F. Co się tycze tego Jegomości, który siedzi tam w kącie i paznogcie gryzie, ten ci się sam zaprezentuje. Chodź no tu Rejencie?
— Chodź! chodź! Krzyknęli wszyscy śmiejąc się. I figura chuda, smutna, w szaraczkowym fraku, postąpiła ku nim, skrobiąc się