Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/264

Ta strona została skorygowana.

— Chyba kilkaset w banku.
— Już przeszło trzysta.
— Więc po dukacie stawim.
— Dobrze, wybierz kartę.
Adolfowi zadrżała ręka, zdało mu się, że wybiérając kartę, popełniał straszliwą zbrodnię — wybrał, położył dukat; gospodarz dla dodania mu ochoty, ile ok ma-zo, dukatów tyle dostawił.
Wiedząc już która strona wygrywa poniterom, Adolf wlepił oczy w karty; w jego sercu raz piérwszy zrodziło się to okropne uczucie, złożone z niespokojności, nadziei, strachu — uczucie, którém się karmią gracze, którém żyją.
Karta wygrała. Gospodarz parol au mème załamał; wygrała jeszcze, na dix couches, wygrała.
Uśmiéchnął się Adolf biorąc dziesięć dukatów, ale śmiéch jego był dziki, wymuszony, niespokojny, konwulsyjny. Sam nie pojmował co się z nim działo, udręczony, niespokojny, czuł jakąś nieopisaną w sobie czczość, skutek zwykły podobnéj zabawy, która jak zły pokarm, napycha, odyma, a nie karmi. Powiódł okiem po zgromadzeniu, spójrzał na twarze zapalone,