Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/266

Ta strona została skorygowana.

go co zwała jego dzieciństwem, oswajała go z myślami wolniéjszemi o świecie, których wprzód skromny, wstydliwy, nie przypuszczał do siebie. W ustach kochanki miały perswazje i szyderstwa, urok nie przełamany. Udręczywszy go trochę, miarkując, że nauka w las nie pójdzie i zostanie wyryta, Julja pieszczotami zagładzała wyrządzoną przykrość. Takim sposobem psuł się Adolf — wielu nie inaczéj się psuje; obcowanie z ludźmi zepsutymi tém jest niebezpieczniejsze, że oni po większéj części, mają sobie za obowiązek, drugich do siebie nastrajać; tak jak zrozpaczeni zarażeni śmiertelną chorobą, którzy rzucają się na zdrowych i uściskami ich trują umyślnie.