Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/271

Ta strona została skorygowana.

go piekielném udręczeniem, smutkiem, niepokojem, zgryzotami sumienia, a gdyby nie to, że Julja przejmowała ich część większą i w ogień razem z listami męża rzucała, może Adolf nareście byłby z bojaźni obrażenia Matyldy, wrócił do domu. Lecz Julja ujrzawszy na czole Adolfa udręczenie, łatwo odkryła powód i potrafiła zatamować wszystkie drogi, któremi wiadomości z Sosnowa do niego dochodziły.
Takie tedy było życie Adolfa w Lublinie — Oddany kobiécie, któréj ulegać musiał; jak mucha w sieciach pająka, targał się, nie umiejąc wydobyć. Inny na jego miejscu, bez wątpienia, byłby wszystko porzucił; on lękał się obrazić, bał się upokorzyć, nie śmiał rozgniewać. A że ludzie, których charakteru zasadą jest bojaźń, więcéj zawsze czynią dla tych, których się lękają, niż dla tych, których kochają, Adolf spokojność swoją, szczęście Matyldy i własne, poświęcał kaprysowi Julij. Kiedy pieszczoty jéj, nie mogły zagasić głosu odzywającego się zawsze sumienia, wówczas szukając ratunku niewłaściwego, rzucał się biedak w towarzystwa, gdzie zabawa gwarna, hałaśna, wino i karty, rzucały chwilową zasłonę na przeszłość, na przyszłość.