Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/276

Ta strona została skorygowana.

cóż to, czy nie myślisz być zazdrośnym Półkowniku? Ta młodzież są to sędziowie, adwokaci, rejenci, notaryusze, ich żony, kuzynki, przyjaciele, palestra ze wszystkiém co do niéj należy. Kto ma sprawę, musi żyć z tymi panami i paniami.
— Hm! hm! mruknął Półkownik, same młokosy.
— Prawie wszyscy.
— I gra u Wasani, w karty, widziałem.
— Jest i gra, trzebaż ich przecie bawić, a teraz bez gry niema zabawy.
Chwila milczenia.
— Kiedy tak, rzekł potém Półkownik, dobrze, że się wszyscy tu zebrali, pójdę ja z nimi o sprawie pogadam.
— Teraz! tu! zakrzyknęła Julja śmiejąc się znowu, co ci się dzieje Półkowniku, alboż to czas? pięknieby było sprosić na wieczór i męczyć jak na kondessensij, ale to niepodobna.
— Niepodobna! wszystko niepodobna! zawołał Półkownik, co to złego? Za naszych czasów inaczéj nie bywało, naradzali się plenipotenci z aktorami nad butlem węgrzyna.
— Może być, Półkowniku, podchwyciła Ju-