Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/279

Ta strona została skorygowana.

bą drzwi od gabinetu, w którym zostawiła Półkownika. Ledwie weszła spytano ją, co się z mężem stało.
— Poszedł spać, odpowiedziała obojętnie, zlekka wzruszając ramionami i rzucając szyderski wzrok na bladego Adolfa, który stał jak na mękach, i gdyby mógł, byłby uciekł o sto mil.
Gra ciągnęła się daléj, goście bawić się zaczęli znowu, zapomniano o Półkowniku, minęło pół godziny.
Zegar nad kominem wybił pół do dwónastéj. W tém ze drzwi gabinetu ukazała się głowa w szlafmycy, wąsata, z fajką w gębie i półgłoskiem ozwała się.
— Jejm — Pani — proszę Wasani tutaj — Pani Półkownikowa!
Julja porwała się z kanapy i odpowiedziała poskakując, machnąwszy ręką!
— Idź spać Półkowniku — ja zaraz przyjdę.
— Spać! spać! odbąknął mąż, potrząsając głową i ruszając ramionami — proszę tylko do mnie na minutkę —
Wszyscy mężczyzni z uśmiechem zwrócili oczy na drzwi, Julja bynajmniéj jednak tém się