Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/282

Ta strona została skorygowana.

czas głowa Półkownika wsunęła się znowu, za nią i cały on wszedł do sali, czerwony, trzęsący się od gniewu, z fajką w ręku, w szlafroku. Zbliżył się naprzód do żony.
— Ha! zawołał, teraz wiem jak pani przepędzasz czas w mieście.
— Alboż co? spytała Julja ziewając szeroko.
— Co? co? jeszcze się pyta! wołał Półkownik w gniewie — A kto stoi obok pani w gabinecie?
— Któż? pan Adolf, którego tu widzisz, odpowiedziała z najzimniejszą krwią Julja, i cóż z tego?
— Co z tego? pyta się jeszcze! krzyczał stary rzuciwszy fajkę o ziemię i poskakując ku niéj ze ściśnionemi pięściami.
— Zwarjował! mój mąż zwarjował! nieszczęście! zawołała Julja, porywając się z kanapy i ustępując na krok.
— Słyszysz! masz mnie za ślepego, za głupiego, za — krzyczał daléj krztusząc się mąż — Ja cię —
— Jakże cię niemam mieć za szalonego, odparła żwawo Julja, kiedy ty śmiesz mnie podéjrzewać, śmiesz kalać mój honor taką myślą!